FAQ

Skąd nazwa "Zespół Reprezentacyjny"?

Pochodzenie nazwy tonie w pomroce kanciapy warszawskiego klubu studenckiego Park . Początkowo występowaliśmy pod znacznie mniej kontrowersyjną nazwą „Gugała Jamiołkowski Łobodziński Urbański”. Z nią udało nam się zdobyć laury na warszawskim Jarmarku Piosenki w marcu 1983 roku. W nocy po koncercie laureatów Jarmarku cała ekipa ruszyła z Remontu do Parku, gdzie odbywały się poprawiny, czyli nocne śpiewanie. Tam, gdy czekaliśmy na nasze wyjście na scenę, znany poeta śpiewający Stanisław Klawe zwrócił nam uwagę, że nazwa nasza, aczkolwiek nader precyzyjnie demaskująca nasz skład osobowy, nie wpada w ucho. Też tak podejrzewaliśmy, ale wciąż nie mogliśmy się oswoić z myślą, że właśnie wkraczamy na drogę artystyczną. Gdy jednak ktoś z klubowych działaczy zapytał nas, jak ma nas zapowiedzieć, rzuciliśmy na odczepnego „Zespół Reprezentacyjny”. Tym bardziej, że ciągnęliśmy za sobą ogon krewnych-i-nieznajomych-królika. Całe to grono – ponad dziesięć osób plus pies rasy chart rosyjski – wyszło z nami na scenę. I wprawdzie był to z ich strony efemeryczny „występ” (siedzieli na estradzie i się gibali), ale za to nazwa została.

Potem dorobiliśmy do nazwy ideologię. A nawet dwie. Po pierwsze, że występujemy jako reprezentanci szerszej grupy ludzi (głównie iberystów), po drugie, że prezentujemy na nowo (czyli re-prezentujemy) rzeczy, które są w Polsce inaczej niedostępne.

Wszelkie natomiast sugestie, że naśmiewamy się z wojska i sojuszy, są nie na miejscu. W armii podówczas były Centralny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego oraz Kompania Reprezentacyjna. ZR był tylko nasz. A kiedy poszliśmy do wojska, przyjęliśmy nazwę OSWL Nalazki All-Stars. Żeby nie było.

Kto to jest albo była Luiza Lacha?

To pytanie zadawano nam szczególnie często w latach 1983-1985, kiedy przed koncertami wyjazdowymi wysyłaliśmy organizatorom sztrajfy i afisze z napisem „Zespół Reprezentacyjny śpiewa Luisa Llacha”. Właśnie tak to było wydrukowane, z pojedynczym L w imieniu. A że słowo Lacha w tamtym czasie oznaczało szczególnie atrakcyjną kobietę (dzisiejsza „laska” to właściwie każda kobieta), niektórzy mniej zorientowani bardzo niecierpliwie czekali na nasz występ. Ciekawe, że czasem sami organizatorzy miejscowi nie wiedzieli, kogo zapraszają. W Katowicach pewnego zimowego dnia 1984 roku pan, który wyszedł po nas na dworzec, popatrzył na cztery męskie gęby i zapytał zaniepokojony: „A gdzie pani Luiza?”. Nigdy żadna Luiza z nami nie występowała, w przyszłości też się na to nie zanosi.

Innym razem pani kierowniczka lokalnej sceny, sugerując się z kolei naszą nazwą, zaczęła przez telefon biadolić, że ma mało miejsca na „cały zespół reprezentacyjny”…

Skąd można zdobyć nagrania Zespołu?

Na rynku dostępna jest nasza ostatnia płyta Mur. Piosenki Lluisa Llacha, poprzednia Kumple to grunt oraz zbiorcze wydanie (w serii „2 CD w cenie 1 CD”) naszych dwóch pierwszych oficjalnych płyt, Sefarad i Pornograf, wypuszczone na rynek przez Pomaton-EMI w 2003 roku. Poza tym kilka piosenek z Pornografa pojawiło się na potrójnym albumie 45 x Brassens, opublikowanym w serii „Kolekcja bardów” w 2003 roku przez firmę MTJ. Figurujemy tam m. in. obok Jacka Bończyka, Piotra Machalicy, Jerzego Menela, Jarosława Ziętka i Edwarda Stachury. Coś też pojawiło się na innej antologii, La vie est une chanson po polsku (taki tytuł) z 2006 roku.

Oryginalne wydania Sefaradu (1991) i Pornografa (1993) są, wedle naszej wiedzy, nieuchwytne. Szczególnie ta pierwsza, bo w swoim czasie nie olśniła rynku i poszła się przemielić.

W 1985 roku zarejestrowaliśmy, jeszcze w składzie z Wojtkiem Wiśniewskim, a bez Marka Wojtczaka, dwa nasze pierwsze programy, wydane następnie przez Akademickie Radio Pomorze w Szczecinie. Były to kasety Za nami noc… (Pieśni Lluisa Llacha) i Śmierć za idee – ballady Georgesa Brassensa. Pod koniec lat 90. wydała je w wersji kompaktowej firma szczecińska Jacek Music, ale trafienie na te płyty też graniczy z cudem.

Nie mówiąc o wydanej przez CDN w podziemiu kasecie Mój chcecie zdławić głos, też z piosenkami Llacha.

Czy Zespół Reprezentacyjny w ogóle istnieje?

Tak. Tylko nie zawsze narzuca się ze swą obecnością.

Czy ZR planuje jakieś koncerty?

Wszelkie informacje na ten temat można znaleźć w dziale „Nowiny” (zakładki”Przed nami”) niniejszej strony www. Plany, plany, plany… Nie możemy poświęcić na granie tyle czasu, ile w ponurych latach 80., więc z konieczności nasze publiczne ujawnienia są rzadkie. Pracujemy, mamy takie czy inne zobowiązania, których nie możemy rzucić. To powoduje także, że mamy niewiele czasu na rzetelne próby, a bez przygotowania na scenę nie wypada wychodzić. Tym bardziej, że czasem przed sceną jest publiczność, a ta – bywa – zapłaciła za to, żeby być przed sceną, na której stoi/siedzi ZR. Czyli sami rozumiecie. Robimy, co możemy. Koncerty są, będą. I były.

Dlaczego w dziale LINKI znajdują się odsyłacze do jakichś dziwnych stron brazylijskich?

Zespół R powstał wokół iberystycznego jądra. Prehistorię ZR stanowiła działalność popularyzatorska Koła Naukowego Iberystów pod patronatem duchowym Carlosa Marrodana. Polegało to na świadczeniu usług dla ludności w postaci wieczorów poezji różnych krajów iberyjskiego obszaru kulturowego. Dość rychło okazało się, że nie jesteśmy wybitnymi aktorami-recytatorami – publiczność, aczkolwiek zachwycona naszymi tłumaczeniami wierszy, z ulgą przyjmowała też puszczane z taśmy piosenki z danego kraju. Od pierwszego wieczoru (maj 1979) niektóre z tych piosenek tłumaczyliśmy i śpiewaliśmy w polskich wersjach. Do tych pierwszych jaskółek należały m. in. Dzwony żałobne i Kura Llacha. Przygotowując wieczór poezji brazylijskiej przetłumaczyliśmy trochę piosenek duetu Vinicius de Moraes-Toquinho oraz pieśniarza Chico Buarque de Hollanda. To wielcy twórcy poetyckiej piosenki. Buarque to trochę taki Grechuta brazylijski (napisał też kilka książek, jedna z nich, powieść Budapeszt, w przekładzie naszej przyjaciółki Joasi Karasek, jest na polskim rynku). Dlatego polecamy ich strony i ich twórczość. Podobnie z Joaquinem Diazem, propagatorem hiszpańskich piosenek ludowych, z którego wiedzy korzystaliśmy, przygotowując program Sefarad. Bob Dylan to z kolei twórca wystarczająco znany i przez nas popierany. Filip ma na jego punkcie kompletnego fioła, ale pozostali panowie też się nie brzydzą. Jeszcze jakieś pytania, najczęściej zadawane?

Proszę bardzo, oto następne pytanie: dlaczego w reklamujących występy ZR materiałach prasowych często pojawia się informacja, że zespół gra w swoim najlepszym składzie i dalej wymienionych jest pięć nazwisk, a na scenie widać tylko czterech ludzi?

Zespół Reprezentacyjny składa się z pięciu członków i otuliny towarzysko-intelektualnej w postaci naszych najbliższych rodzin i przyjaciół. Tych pięciu to Jarosław Gugała, Tomek Hernik, Marek Karlsbad, Filip Łobodziński i Marek Wojtczak. Na scenie faktycznie najczęściej widać tylko czterech (JG, TH, FŁ i MW), ponieważ funkcje Marka Karlsbada dotyczą sfery pozamuzycznej. Jednakże bez niego Zespół by nie istniał, dlatego nigdy by pozostałym członkom ZR do łbów nie przyszło, że można by go pominąć. Równo dzielimy się zarówno korzyściami, jak i niedolami zespołowymi. Tylko mieszkamy osobno.
Czasami poza tym gramy z naszymi gośćmi. Bywały koncerty z Tomkiem Gąssowskim, Marcinem Kaliszem i Grzegorzem Grzybem. W różnych konfiguracjach.

Kiedy ZR nagra wreszcie pieśni Lluisa Llacha?

Już nagrał. Na rynku pojawiła się książka-płyta Mur, przepięknie wydana, jest tam duuuuuuużo do czytania i kilkanaście piosenek zaaranżowanych przez nas wespół z Tomkiem Gąssowskim na zespół i perkusję. Jedną piosenkę nagraliśmy wiosną 2007, o czym szerzej w dziale Za nami. Jest to piosenka Jeszcze na płytę Homenatge a Lluis Llach. Si vens amb mi, wydaną w Katalonii.

Na stronie pojawiły się różne teksty piosenek. Wielu z nich - właściwie większości - nie gracie na koncertach, nie ma ich na płytach. To o co chodzi?

To (prawie) całe nasze archiwum. Zajmowaliśmy się z przyjaciółmi przekładami piosenek od dawna, robiliśmy tego mnóstwo na użytek programów poetyckich Koła Naukowego Iberystów, potem na własną rękę. Czasem śpiewamy je „po godzinach”. Może kiedyś je zresztą nagramy (na przykład na próbach i wpuścimy w empetrójkach). A nawet jeśli nie, służymy informacjami, gdzie są dostępne oryginały, gdyby ktoś chciał skorzystać i samej/samemu pośpiewać.
Adaptowaliśmy mało znanych wykonawców, jak Gal Costa czy Chico Buarque z Brazylii, Raimon i Maria del Mar Bonet z Katalonii. Teksty naszym zdaniem bronią się same, a i muzyka jest ciekawa. Coś z tym zrobimy, choćby w formie brulionowej, dla potomności.

W niektórych tekstach pojawiają się dziwne słowa, jak "rondę" albo "jota". Co to jest?

Ronda i jota to ludowe formy muzyczne z Hiszpanii. Ronda to rodzaj pieśni z powtarzaną w kółko frazą, a jota (czytaj: chota) to aragoński taniec z bardzo charakterystycznym rytmem tam-tatata-tam-tatata (czy to jasne?).

Co gra podczas wyświetlania wstępnej planszy Waszej strony?

To zapętlony wstęp do piosenki Narodziny Abrahama z płyty Sefarad. Rodzi się Abraham, rodzi się strona…