Kropka. Tak zwie się festiwal/przegląd piosenki ogólnie rzecz biorąc turystycznej. Zaproszenie naszego ansamblu było sporym zaskoczeniem, bo ostatni raz w takiej imprezie braliśmy udział w czasach, gdy jeszcze żył Kościuszko… Ale czasy nadeszły nowe, turyście przestali wyłącznie sambować i roztkliwiać się nad poezją szlaków. Dziś turyści gustują także w rockabilly, czemu dali wyraz, oklaskując wykonawców, którzy wedle północy weszli na scenę po nas.


Daliśmy półtoragodzinny program ekumeniczny, rozpoczynając od Króla, by wciągnąć publiczność w wykon. Co częściowo się udało. Zresztą czuć było ciepły odzew, nie tylko ze względu na skwarną temperaturę tego dnia w nadgranicznych Głuchołazach. Imprezy plenerowe z wyszynkiem zawsze stanowią pewne zagrożenie dla spójności przekazu scenicznego, ale głuchołaska (w rzeczywistości ponoć zdecydowanie napływowa) publiczność lubiła słuchać. Brzmieniowo też wypadło nieźle, co nieczęste pod gołym niebem. W każdym razie my słyszeliśmy wszystko 🙂 Z naszych dziwnych instrumentów nie zagrał tylko duduk, bo do Urodziłem się na raz trzeba wyższego poziomu skupienia i intymności. A tu wszystko było „na widoku”


Innym razem?

Nastepny
l’Enfant Terrible, Warszawa