Wsączamy ostatnio do koncertów piosenki Llacha i sefardyjskie. I numer był taki, że podczas próby graliśmy z Tomkiem Hernikiem „Narodziny Abrahama”, żeby się oswoił z nową dla niego melodią – gdy oto na dziedzińcu Lapidarium pojawiła się pewna pani w średnim wieku, zagadująca po angielsku. Okazała się być Sefardyjką z Turcji, która zwiedzała sobie jakby nigdy nic warszawską Starówkę, gdy nagle zza muru usłyszała piosenkę, jaką śpiewano w jej rodzinie… Od razu kupiła naszą płytę „Sefarad/Pornograf” i zarzekała się, że przyjdzie jeszcze wieczorem na koncert.
Czy przyszła, nie wiemy. Przyszedł natomiast pewien paulin, który z wielkim entuzjazmem słuchał wszystkiego (także pieśni „Bratek”) i jeszcze po koncercie przyszedł podać rękę. Zaszczycił nas też Krzysztof Kiersznowski.
Koncert przebiegł bez zakłóceń, co w plenerze w czasach zmian klimatycznych nie jest normą, tylko gołębie lokalne czuły się nieco sfrustrowane. Wśród bisów – „Kometa” Nohavicy.