Wyposzczeni stołecznie – w Warszawie nie graliśmy od bardzo dawna – zdecydowaliśmy się zagościć w Adwencie na starych śmieciach Tygmontowskich, by przypomnieć o sobie, a także przećwiczyć kilka nowych piosenek.
Przed koncertem zdecydowaliśmy się zdemontować rurę, która przedzielała scenę – może niedobrze, bo gdybyśmy zaczęli pląsy na rurze, znacznie moglibyśmy podnieść temperaturę występu. No, ale cykor wziął górę. Zero rury. Sama muzyka.
Udało się – pomimo totalnej miazgi brzmieniowej na samej scenie – odegrać sporą część stałego repertuaru (w wyborze), a także upchać w programie nowości. To mogą być częste punkty przyszłych występów. Jeśli jeszcze je dopracujemy. Ach, co to jest, autorstwa Brazylijczyka Chico Buarque de Hollanda w adaptacji Jarka oraz Filipowe przekłady Zła mądrość Suzanne Vegi i Bóg pali cygara Serge’a Gainsbourga znalazły się w podstawowym programie, zaś wśród bisów – nowy Brassens Drzewa, czyli diatryba przeciwko ludziom porzucającym w lasach swoje psy i koty, a także Nasz testament, rumuńska melodia ludowa i nasz własny tekst, nieco publicystyczny. Nawet bardzo publicystyczny.
Zobaczymy, co z tego wszystkiego przetrwa na dłużej. Na razie szykujemy się wszelako do przyszłorocznej promocji płyty…