Niektórzy artyści to właściwie często z tego patentu korzystają, my jedynie od ogromnego dzwonu. Był to koncert zamknięty, zamówiony dla określonego segmentu społeczeństwa. Segmentem byli pracownicy stacji dializ (medyczni i niemedyczni), a okazją ich doroczna potrzeba integracji.

Organizatorzy sformułowali pewne oczekiwania: ma być raczej wesoło, ma być Cena sławy, na pewno ma nie być Króla… (ciekawe, czy… zresztą nieważne).

Koncert stał pod znakiem zapytania – w każdym razie w pełnym składzie. Zdarzyło się otóż, że Człowiek-w-Bieli, Ojciec św. Benedykt XVI uznał, że czas na niego. W konsekwencji odbyło się konklawe. W konsekwencji do Rzymu poleciał Jarek, by informować rodaków o dymach nad Domem św. Marty. Niektórzy święci potrafili być w dwóch miejscach naraz, ale Jarosław jeszcze tego nie opanował. Będąc w Rzymie, nie mógł być w Warszawie.

Groziło nam zatem, źe zagramy bez niego, co niby da się zrobić, tylko po co… No, ale duch św. chciwie dopomógł, odbyła się scena balkonowa z Franciszkiem w roli głównej, a Jarek jak raz zdążył powrócić z ziemi watykańskiej do Polski i na scenę Teatru Emiliana Kamińskiego. Sam gospodarz też zresztą pojawił się na scenie jako gwiezdna osobowość – ale to przed nami. ZR stanowił niespodziankę, o której wiedziało niewielu.

Zawsze jest problem z graniem dla publiczności, która nie wie, co to za faceci się wygłupiają, a w dodatku przyszli do teatru w innym celu. Mając na uwadze medyczny profil publiczności, odważyliśmy się wykonać Serenadę weneryczną… Zareagowali żywo na tekst po łacinie, więc chyba go rozumieli. Co nie jest częste. Przedziwna akustyka wnętrza (dźwięk jakby zatrzymywał się na proscenium – sami byliśmy w hałasie, za to do nas nie docierały sygnały z widowni) oraz bardzo suche powietrze nie ułatwiały gry, ale też nie uniemożliwiały. Doszliśmy do końca, dostaliśmy po kwiatku, przekonani, że nie trafiliśmy w gusty przebraliśmy się – po czym okazało się, że czeka na nas bardzo duża rzesza publikantów z prośbami o autografy. I ciepło wyrażający się. Czyli – „zamiera w ustach język mi, a ja się wstydzę…” Nie sądź publiki po pozorach. więcej wiary w siebie, chłopy.

Nastepny
Stajnia Biały Borek, Biskupice