Firlej, Wrocław
’, '2011-03-20
Legendarny klub, jazzowy raczej, ale wszak nie tylko… Dziwne, że nigdy tu wcześniej nie byliśmy. Zawodowstwo miejsca udzieliło się publiczności, która reagowała niemal na każdy wers, co zawsze cieszy w przypadku piosenek, których ewentualna siła nie w samej muzyce tylko leży.
Typowy nasz ostatnio program eklektyczno-ekumeniczny, okraszony skromną, nienachalną, ale komunikatywną konferansjerką. Podobno widownia lubi, kiedy dużo gadamy… To z kolei oznacza, że z racji na nierozciągliwość czasu i siły musimy ograniczać granie, żeby pogadać. A przyjeżdżamy, żeby grać/śpiewać… I jak tu żyć?
Chętnie w każdym razie wrócimy do Firleja – pogadać, pośpiewać…