Po całym miesiącu wyposzczenia wróciliśmy do zadymionej piwniczki, by – tradycyjnie – pośpiewać piosenki z różnych parafii, autoramentu też różnego. Był już środek postu, aczkolwiek ta jedna niedziela z odpustem, więc skoncertowani i skupieni przygotowaliśmy jedną z dawno nie granych, a poważnych pieśni Georgesa Brassensa Cena sławy. Zdaliśmy sobie sprawę, że dopiero teraz – a nie za komuny – ta piosenka nabiera treści. Vide Isabel i Atrakcyjny Kazimierz. Spięcie było tak duże, że nawet Tomek Gąssowski przybył wcześniej na próbę, czego dotąd nie czynił, bo lubi, żeby było ciekawie.
Był oczywiście Brassens i Llach, Kryl i Nohavica, sefardyjskie i różne…
Filip wytargował u kolegów swój własny set dylanowski, który zagrał głównie solo. Czasy nadchodzą nowe, Ramona, Odpowie ci wiatr i Romans w Durango. Ale pozwolili mu, bo za dwa dni się przeistaczał w 50-latka więc niech ma. Publiczność też wydawała się życzliwa.